Pytasz dlaczego tu z Tobą jestem.
Zaciągam się papierosem, znów nie wiem jak zacząć, ale wiem, jak skończę. Wiem,
że Ci się to nie spodoba. Wiem, że tego nie zrozumiesz. Wiem, że jestem Tu z
Tobą, bo jestem samotna. Co istotne, woli przypomnienia, samotność to nie to
samo, co bycie samym. Nie jestem sama. Jesteś Ty, jest on, jest ona, jest sto
tysięcy serc bijących dookoła mnie, sto tysięcy krwioobiegów, erytrocytów,
endorfin. Jest ktoś, kto czasem się odezwie, ktoś, kto czasem zada pytanie,
ktoś, kto czasem na pytanie odpowie. Nie jestem sama. Jestem samotna. Każdy
słownik powiada, że samotność to stan emocjonalny wynikający z braku
pozytywnych relacji z innymi ludźmi. Chciałabym przetłumaczyć ten stan
emocjonalny na każdy język świata tak, aby stał się zrozumiały dla mnie samej.
Jestem tu właśnie z Tobą, bo nie chcę być tam. Jestem samotna w sieci, samotna
sama w sobie, czasem nawet wydaje mi się, że każda część mojego ciała jest
samotna. Prawa ręka płacze, lewa ręka szlocha, są razem a jednak osobno. Ja jestem
tu z Tobą, bo nie chcę słyszeć, kiedy coś we mnie pęka. Siedzisz obok mnie i
wiem, że uważasz to za irracjonalne. Upraszczam więc słowa ograniczając je do
minimum, i mówię Ci, że nie interesuje mnie to, co myślisz. Nie interesuje mnie
to, co sądzisz. Nie interesuje mnie to, co uważasz za słuszne, a co za zbędne.
Nie interesuje mnie, jeśli przeszkadza Ci to, że mam owłosione ręce, duży nos
czy nieładny kolor włosów. Jeśli uważasz, że cała jestem nieładna, nie obchodzi
mnie to również. Nie obchodzi mnie, jeśli uważasz, że nie jestem inteligentna.
Nie obchodzi mnie to dlatego, bo nie czuję potrzeby, żebyś o mnie myślał w
sposób odwrotny. Mogłabym Ci powiedzieć tyle rzeczy, tak wiele słów mogłabym z
siebie wylać, że miałbyś przed sobą wszystkie oceany świata. Mogłabym rozmawiać
z Tobą godzinami o muzyce, którą kocham i o muzyce, której nienawidzę. Mogłabym
opowiedzieć Ci o każdej jednej piosence, która coś dla mnie znaczy, a potem
wyjaśnić skrupulatnie, dlaczego znaczy właśnie to, dlaczego kojarzy mi się właśnie
z tym, a dlaczego nie z czymś innym. Mogłabym spędzić całą wieczność mówiąc o
książkach, które coś dla mnie znaczą, o cytatach, które wryły się w moją pamięć
tak mocno, że posługuję się nimi nawet we śnie. Mogłabym pomówić z Tobą o
polityce, o sytuacji gospodarczej mojego kraju, o globalnym ociepleniu, o
dziurze ozonowej, o układzie słonecznym i okresowym Mendelejewa. Mogłabym, bo
wiem na ten temat więcej, niż mi się wydaje. Mogłabym prawić o sztuce, wzruszać
się przy frazesach dotyczących fotografii, która zmieniła moje życie i o tańcu,
który moje życie skończył. Mogłabym napisać w tej chwili specjalnie dla Ciebie
książkę o uczuciach, w której zawarłabym każdą przeżytą emocję i rozbudowała ją
jak egipską piramidę. Mogłabym wypunktować każdą łzę, którą wypłakałam i alfabetycznie
ułożyć jęki i szlochy i zawody serca. Mogłabym nakręcić sto filmów, w których
pokazałabym Ci jak wyglądam obejmując samą siebie ramionami w chwili, kiedy
rzeczywistość sprowadza mnie do parteru. Mogłabym udowodnić Ci na mnóstwo sposobów,
że jestem dobrą osobą, że myślę o innych bardziej niż o sobie. Mogłabym
nakreślić Ci moją sytuację rodzinną, fizyczną, psychiczną, mogłabym opowiedzieć
Ci o sobie, o moich marzeniach, pragnieniach, mogłabym Ci wytłumaczyć dlaczego
okłamuję wszystkich dookoła będąc kimś innym, niż jestem w rzeczywistości.
Mogłabym Ci powiedzieć, że tak naprawdę nie jestem taka, jaką chcę, żebyś mnie
widział. Mogłabym zrobić tak wiele rzeczy, które z pewnością utwierdziłyby Cię
w przekonaniu, że może jednak jestem wartościowa, inna, lepsza niż to, co
widzisz przed sobą. Mogłabym, ale nie chcę. Nie chcę dlatego, bo jestem
samotna. Wróciłam do punktu wyjścia, punktu, w którym nie mam już nawet
naskórka, bo obdarłam się z niego każdą chwilą, w której chciałam coś komuś udowodnić.
To samotność sprawia, że chcę tu być i milczeć, udawać przed samą sobą
bardziej, niż przed Tobą, że nie mam nic do powiedzenia, bo wiem, że ludzie
odchodzą. Zamykają drzwi i okna, zatrzaskują zamki, odwracają się na pięcie i
nie oglądają się za siebie. Wyrzucają z siebie każde Twoje słowo, depczą Twoje
smutki, zwijają w śmieci Twoje emocje. Nikogo nie obchodzi to, co przeżyłeś.
Mnie też nie obchodzi, tak Ci mówię, i mogłabym w tej chwili zaprzeczyć tym
słowom, bo prawda jest taka, że obchodzi mnie to bardziej, niż obchodzi mnie
oddychanie. Obchodzi mnie dlatego, bo ja chcę wiedzieć i potrzebuję, bo to daje
mi poczucie bliskości, której nie może mi zagwarantować już nawet ciepło mojej
własnej dłoni błądzącej po Twoim policzku. Udaję, że nic nie powiedziałam, bo
jakie to ma znaczenie? Milimetry dzielą nas tylko w teorii. Jesteś dalej, niż
sięga mój wzrok, mój słuch czy węch. Za sekundę pewnie Cię tu nie będzie, za
sekundę pewnie sama wstanę i odejdę, bo wiem, że Ciebie to i tak nie obejdzie,
na nawet gdyby obeszło, to to także jest już nieistotne. Bawię się w skrajność,
często mi się to zdarza. Jeszcze wczoraj cierpiałam tak, że nie umiałbyś tego
sobie wyobrazić w żaden możliwy sposób. Dziś siedzę obok ciebie, zaciągam się
kolejnym papierosem i mówię milcząc. Nie interesują mnie Twoje zapewnienia, bo
nie wierzę w nie, chociaż czasem zdarza mi się trzymać ich kurczowo. Nie
interesujesz mnie Ty, choć chciałabym poczuć Twoje usta na moim sercu. Czy
wiesz, że od serca dzieli nas niewiele ponad centymetr? Mogłabym w tej
sekundzie wyjąć nóż z próżni, wykroić otwór w klatce piersiowej i delikatnie
ująć je w dłonie, położyć na stoliku, który przed nami stoi i z zegarkiem w
ręku liczyć ilość uderzeń na minutę. Używam w tej chwili trybu
przypuszczającego, bo nie chcę bawić się w oznajmienia. Żadne słowo nie zmieni
rzeczywistości. Nawet Twoja dłoń ujmująca moją jest nieprawdziwa. Znajdź w tym
sens, a może pozwolę Ci pierwszemu wstać, złożyć kurtkę i odejść bez potrzeby
oglądania się za siebie. Milczysz tak, jak milczysz przez całe życie, milczysz,
bo to nie ma dla Ciebie znaczenia. Milczysz i ja milczę, bo jestem samotna i
chcę nią pozostać w ciszy. Wiesz, ja kiedyś kochałam bardzo mocno, za mocno,
zbyt prawdziwie. Kochałeś tak kiedyś? Tak bardzo, że oddałbyś swoje życie za
jeden oddech? Za jeden uśmiech? Za jedno słowo? Kochałeś? Nie kochałeś, widzę
to w Twoich oczach. Widzę, że nie wiesz jak to jest oddać siebie i już nie
odzyskać, nie wiesz jak to jest szukać dla siebie nowego ciała, nowych
narządów, nowych form przekazu. Jesteś sam dla siebie, od początku do końca
taki, jakiego napisał Cię los. Ja jestem sobą w cudzym ciele, kimś innym we
własnym ciele, kimś, kto nie wie co może uznać za własność. Jestem samotna, bo
nie mam siebie na własność. Muszę dzielić się sobą ze wspomnieniem tak silnym,
że aż zapierającym dech w piersiach. Duszę brakiem powietrza między oddechami i
mdleję w sobie co atomową sekundę, a Ty tego nie widzisz, bo to także wykracza
poza Twoje chęci. Może byłbyś w stanie nauczyć się chcieć, ale to nie jest Ci
do niczego potrzebne. Nie musisz się martwić, ja posiadam tą umiejętność za
Ciebie, za niego, za nią i za te setki tysięcy istnień o których wspominałam na
początku, a o których Ty zdążyłeś już dawno zapomnieć.
Jestem z Tobą, bo przyzwyczaiłam
się do namiastki. Jesteś moją namiastką czułości, miłości i tego wszystkiego,
co jest dla mnie obecnie obce bardziej, niż Ty. Namiastka. Trzy sylaby,
dziewięć liter, niby tak niewiele, a tak bardzo dużo.
To wszystko brzmiało tak
genialnie w mojej głowie, chciałam dobrze, wyszło jak zwykle. Papieros
dogaszony, koniec historii, czujesz się usatysfakcjonowany? Tak? To dobrze.
Jutro będzie sprawdzian, który i tak ominiesz, bo ocena z niego nie jest Ci do
niczego potrzebna. Wyjdziesz, trzaśniesz drzwiami i już więcej Cię nie zobaczę.
Lubię trudne relacje i lubię filmowe zakończenia. Mogłabym Ci opowiedzieć o
nich, ale tego nie zrobię. W zamian zmienię bieg wydarzeń, pierwsza ubiorę płaszcz,
przewieszę torbę przez ramię, pocałuję Cię w policzek i powiem, że już więcej
się nie zobaczymy. Pęknie mi serce po raz kolejny, ale na moje własne życzenie.
A co do Ciebie, pozostaniesz jednym z tych, których wyliczyć będę mogła na
palcach jednej ręki, którym nie pozwoliłam zmienić swojego życia na nie moich
warunkach.