14 czerwca 2012


Nigdy nie będę taka, jaką byś chciał, bym była. Nie proś mnie o rzeczy niemożliwe. Nigdy nie będę idealna. Nigdy nie będę skończenie piękna, skończenie mądra, skończenie cnotliwa. Nigdy nie będę taka jak one, wzory doskonałości w każdym calu, na każdym pojedynczym milimetrze kwadratowym tych boskich ciał. Nie usłyszysz nigdy ode mnie jedynie pięknych słów. One będą się przeplatać z tymi gorzkimi bez zachowania jakiegokolwiek umiaru czy równowagi. Nigdy Ci nie obiecam, że nie popełnię żadnego błędu. Nie dam Ci gwarancji, że zawsze wszystko będzie dobrze. Będę Cię raczej utwierdzać w przekonaniu, w którym żyją inni. Nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę tym, kim chciałabym być. Jestem zwyczajna. Każda z dotykanych przeze mnie chwil ma kolor przeciętności. Nie jestem inteligentna, nie jestem mądra, nie jestem oczytana, nie jestem elokwentna, nie myślę kreatywnie. Zbiór składający się z iloczynu wszystkich kompleksów do potęgi entej. Gloryfikuję niepotrzebne kwestie, wierzę aż zbytnio w zbyt wiele, w siebie nie wierzę wcale, a mój geniusz polega jedynie na pamięci do tych kilku cytatów kiedyś zasłyszanych czy przeczytanych, które w jakiś tam sposób mniejszy lub większy wpłynęły na moje życie. Nie zmienię swojego charakteru. Zawsze będę pozbawioną równowagi psychicznej i kręgosłupa moralnego głupią dziewczyną. Będę kłamać, konfabulować, będę krążyć między mizantropią i egzaltacją, pozostanę już chyba do końca konformistką i oportunistką, a do tego wszystkiego zakłamaną hipokrytką. Będę wymagać i prosić, ale sama z siebie nie dam zbyt wiele, bo zawsze będę miała świadomość, że jest ktoś, kto może dać Ci wiele więcej. Nie przestanę się bać i nie przestanę popełniać karygodnych błędów, za które będę przypłacać kawałkami świadomości i zdrowia każdego dnia. Nigdy nie będę najlepsza. Będę sobą, będę taka a nie inna, będę każdego dnia nową odsłoną samej siebie. Będę czytywać Hłaskę wieczorami i słuchać mało ambitnej muzyki. Będę ubierać się jak lump, będę palić papierosy i najpewniej nigdy nie będę prymuską. Nie będę silić się na respektowanie wszystkich zasad dobrego wychowania. Będę wciąż kląć i mówić rzeczy, które mogą wzbudzać silnie skrajne emocje. Nigdy nie stanę się ofiarą szablonu. Wciąż będę się zagładzać na śmierć, wciąż będę żyła w przekonaniu, że jestem gruba, brzydka i pokraczna. Będą mnie śmieszyły nieśmieszne żarty i rzadko kiedy usłyszysz ode mnie, że nie wypada czegoś zrobić. Będę milczeć i będę płakać wtedy, kiedy będę tego potrzebowała. Znajdziesz u mnie słomiany zapał i brak zdolności jakichkolwiek. Najpewniej przestaniesz mnie kochać za dzień, za dwa, albo nie kochasz mnie już od dawna. Może uważasz, że zeszmaciłam się do reszty, że nie mam zasad, wartości, że każdy może mnie mieć, że nie można mi ufać, że jestem chora, narkotycznie toksyczna. Proszę, myśl co chcesz.

To tylko puste słowa. 

3 czerwca 2012


Zastanawiam się w którym miejscu jest granica pomiędzy korzystaniem z życia a przesadą, gdzie kończy się poczucie humoru a zaczyna żenada, ile słów wystarczy a ile jest za dużo. Wszystko opiera się na zależnościach i kalkulacjach co można/ wypada. Godziny w transie zawsze kończą się tak samo, nieskończoną polemiką z odbiciem w lustrze, chwilowym wyciąganiem wniosków i obietnicą poprawy. Po co to wszystko, skoro w końcu i tak machnie się ręką na nawołuący kręgosłup moralny w myśl hasła, że życie jest imprezą? Baw się życiem tak bardzo, jak tylko potrafisz. Chciałabym.