Ambiwalencja. Egzaltacja. Gloryfikacja. Socjopatia. Przyjrzyj się im.
Wszystkie cztery to kurwy.
Zapamiętaj sobie jedną, jedyną rzecz. Więcej od Ciebie nie wymagam, bo wiem,
że więcej mogłoby przekroczyć Twoje możliwości jakiekolwiek, tak je określę,
aby nie wdawać się w zbędne kwestie ocierające się o Twoją, szczerze mówiąc
chuj mnie obchodzącą, osobę. Zakuj, zalicz i nie waż się zapominać. Po
pierwsze, jeśli kiedykolwiek przeszło Ci przez myśl, że jestem głupia, to nie
dlatego, że tak jest, tylko dlatego, że kazałam Ci tak myśleć z przyczyn
zdecydowanie różnych. Po drugie, jeśli kiedykolwiek wydawało Ci się, że każda z
masek, jaką masz szansę oglądać, ma przed swoim imieniem i nazwiskiem
określenie 'pseudo', to możesz spokojnie wypierdalać do kąta na najbliższą
godzinę lekcyjną i stojąc tyłem do klasy jeszcze raz przeanalizować swoje
karygodne zachowanie. Po trzecie, nie trzeba czytać dziesięciu książek
tygodniowo, chodzić w międzyczasie do kina na ambitne filmy, do teatru na ambitne
spektakle czy na koncert jakiegoś ambitnie alternatywnego wykonawcy, nie jest
konieczne orientować się w polityce i potrafić wymienić wszystkich króli
elekcyjnych od tyłu i na boki, żeby wiedzieć, rozumieć, pojmować i
najzwyczajniej w świecie wybijać się swoim wrodzonym talentem ponad syf, gówno
i kurestwo. Po czwarte, popieram seks przedmałżeński i związki homoseksualne.
Po piąte, skrajności są normalne, nie masz innego wyjścia jak tylko się z tym
pogodzić, spróbować przyjąć do wiadomości, że można żałować i nie żałować
jednocześnie, a jeśli wydaje Ci się, że to niemożliwe, to zapraszam na sesję,
zaparzę herbatki, podam ciasteczka, ułożę Cię na kozetce, a potem opowiem Ci
najbardziej gównianą historię, jaka kiedykolwiek wyszła spod Boskiej ręki. Po
szóste, ludzie są chujowi, wszyscy, bez wyjątku, Ty też. Po siódme, spowiadam
się wam wszechmogącym, wszechgenialnym i wszechkurwazajebistym, że bardzo
zgrzeszyłam, ale dziś mam na to wyjebane, bo prawda jest taka, że jedno słowo
nie cofnie czasu nawet o pół sekundy, nie mówiąc o dniach, tygodniach,
miesiącach czy latach; dołączę do tego punktu morał na koniec bajki - otóż nie
chodzi o to, żeby się umartwiać, ale o to, żeby zrozumieć i wyciągnąć wnioski,
ewentualnie za jakiś czas wziąć łopatę i zakopać brudy i śmieci daleko pod
ziemią. Siedem dni tygodnia, siedem grzechów głównych, siedem mądrości od
głupiej pizduni, czyli ode mnie, kobiety fatalnej, która za pół roku będzie
bardzo stara, a do tego może ufarbowana na kolor wściekle czerwony [i jebie mnie, że
Ty nie lubisz, jak ktoś się wyróżnia].
Nie mam Ci czego wybaczać.