1 kwietnia 2015


Jest wiele słów, które chciałabym wypowiedzieć w Twoim kierunku, wiele zdań wielokrotnie złożonych, którymi chciałabym zalać Twoje uszy w nadziei, że przedostaną się do tej części mózgu, która odpowiada za rozumienie przyjmowanych treści, ale wiem, że to nic nie zmieni. Tutaj więc wkraczam w poczucie absolutnej bezsilności i beznadziejności, które wespół stawiają mnie pod ścianą. Nie jestem świetnie wykształcona, oczytana, powiem więcej - jestem niedouczoną idiotką, ale zawsze wierzyłam, że słowem można zdziałać wiele, można skłonić do przemyśleń, do refleksji. Że słowem można zmienić czyjeś życie. I owszem, to prawda, ale w tym przypadku jedyne życie, które się zmienia, to moje, pod wpływem Twoich słów. Moje nie mają dla Ciebie żadnego znaczenia. 

Uważam, że niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci, pod żadnym pozorem. Nie daj Boże dobierając się w parę z kimś, kto również o tych dzieciach nie powinien nawet myśleć. Moja niechęć do posiadania potomstwa jest wyjątkowo złożona i nie chcę w nią wnikać, bo to nie o mnie tu teraz chodzi, ale szkoda mi bardzo, że nigdy taka refleksja nie pojawiła się u Ciebie - a jeśli się pojawiła, to szkoda, że już po fakcie. Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci. Te dzieci, z pozoru chciane i wyczekane, tak naprawdę są dziećmi niczyimi, dziećmi rodziców, którzy nawet nie ukrywają przed nimi i światem, że rodzicielstwo zniszczyło im życie. Że lepiej byłoby im bez nich. Że rodzina to zbędny twór, który niszczy indywidualizm i rujnuje ludziom plany i pragnienia. Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci i Ty się do nich zaliczasz. Trzymasz się kurczowo systemu, który runął blisko 30 lat temu, wciąż jesteś jedną nogą w miejscu, w którym warunki były dyktowane przez Ciebie. Tkwisz w tym tak mocno, że nie masz już kontaktu z rzeczywistością, nie znasz realiów, nie znasz ludzi, nie wiesz czego szuka młodzież. Nic nie wiesz o świecie, który znasz tylko z telewizji i gazety. Nie wychodzisz do ludzi, nie rozmawiasz z nimi - jesteś arbitrem w przegranej przez Ciebie sprawie i tylko Tobie się wydaje, że jest odwrotnie. Że świat wciąż dostosowuje się do Ciebie. Że wciąż tkwisz w jego centrum. Że jesteś słońcem w układzie słonecznym. Otóż nie. 

Niektórzy ludzie nigdy nie powinni mieć dzieci. Bo jak już mają, to wychowują te dzieci na ludzi równie pokaleczonych i równie nieszczęśliwych. Wychowują jednostki stłamszone, przerażone i zniszczone psychicznie. Niepewne siebie i nie wierzące we własne możliwości. Poszukujące zewsząd akceptacji. Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci, bo dzieci dla rodziców powinny być całym światem - dla niektórych ludzi są po prostu skutkiem ubocznym choroby zwanej związkiem małżeńskim, przykrym obowiązkiem. Wiesz, powinnam być dla Ciebie całym światem. Powinnam czuć się bezpieczna, kochana, akceptowana zawsze i wszędzie. Przecież mówisz, że znasz ten świat, przecież oglądasz te wiadomości, czytasz gazety, wiesz, że świat jest zły, okrutny, że ludzie cierpią. Powinnam być przed tym chroniona tak długo, jak się da, tak długo, jak starczy Ci na to sił. Mówisz, że nic nie wiem o życiu - owszem, nie wiem, bo do tej pory wyniosłam z niego mało budującą lekcję. 

Małżeństwo jest złe. Dzieci wysysają energię. Trzeba umieć się zakręcić, wchodzić w dupę, robić co inni każą w myśl porzekadła, że pokorne cielę dwie matki ssie. Trzeba zamknąć mordę kiedy ojciec i matka mówią, bo ojciec i matka mają zawsze rację. Zawsze. Nawet wtedy, kiedy jej nie mają. Jeśli ojciec Ci mówi, że matka zachorowała na raka dlatego, że nie sprzątałaś mieszkania, to to też jest prawda i nie masz prawa z tym dyskutować. Kiedy matka Ci mówi, że mogłabyś zdechnąć dla jej świętego spokoju, powinnaś po cichu wykonać rozkaz, bo słowa matki są przecież święte. Możesz mieć i czterdzieści lat, ale wciąż będziesz smarkiem z mlekiem pod nosem. Nie wolno pyskować, mieć swojego zdania, swojego życia, nie wolno się zakochać, bo przecież i tak on Cię tylko wyrucha, bo przecież nie nadajesz się do niczego innego. Chcesz imprezować - jesteś ćpunką i alkoholiczką. Chcesz siedzieć w domu i pracować - jesteś darmozjadem i nierobem. Chcesz pojechać na wakacje za granicę - po chuj? Chcesz pojechać gdzieś na weekend - co z Ciebie za dziecko? Rozchorujesz się - jesteś słaba. Płaczesz - jesteś słaba. Masz dosyć i sobie nie radzisz - jesteś słaba. Najlepiej być nią i nim, najlepiej obojgiem naraz. Tym właśnie mają być dzieci - kalką matki i ojca, nienaruszoną i niezmienną. Tak, mało budująca lekcja.

Czasem rozmawiam z moimi znajomymi i wiesz, czasem im zazdroszczę. Nachodzi mnie smutek, kiedy moje koleżanki z dumą mówią, że dla ojców są księżniczkami, a oni niczym rycerze na białym koniu stoją na straży ich szczęścia. Że dla matek są oczkami w głowie, że trudno im ukryć dumę i radość tylko dlatego, że są ich dziećmi. Wiesz, nie mam prawie żadnych pozytywnych wspomnień z dzieciństwa. Mam w głowie kilka obrazów. Na jednym z nich mam 6 lat. a Ty stoisz nade mną z pasem w ręku i mówisz, że mnie zlejesz, jeśli nie zjem tego, co zostało nałożone na talerz. Innym razem mam 7 lat, mamy pieska, z którym chętnie się bawię, ale niechętnie wychodzę na dwór, i Ty stoisz nade mną z pasem w ręku i mówisz, że nie można na mnie polegać, że nie jestem dojrzała, że bym tylko brała i brała, ale nic z siebie już dać nie potrafię. Innym razem mam 10 lat i ćwiczę w domu na pianinie, słońce świeci, koleżanki na podwórku, ja nie chcę już grać - stoisz wciąż z tym pasem, nawet w tej samej pozie, tak jakby po prostu ktoś Cię skopiował i wkleił w inną sytuację. Stoisz i mówisz, że jestem nic nie znaczącym zerem, które nic w życiu nie osiągnie. Dziś mam 25 lat i Ty do dziś mi wypominasz ten obiad i tego psa i to pianino, i wiele innych rzeczy, i uważasz to za niepodważalny dowód na to, że trafiło Ci się dziecko z piekła rodem. Przywykłam, co poradzić.
Wiesz, powinnam Ci powiedzieć - niektórzy ludzie nigdy nie powinni mieć dzieci i Ty się do nich zaliczasz. Znasz to uczucie, kiedy dochodzisz do wniosku, że lepiej byłoby nigdy się nie urodzić? Tak, wiem, są ludzie, którzy mają gorzej, wiem, nie mają pieniędzy, dachu nad głową, giną w bezsensownych wojnach, są marionetkami bezsensownych starć politycznych. Nie zbawię całego świata, chociaż bym chciała - też tego nie rozumiesz. Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci - chciałabym, aby ta refleksja naszła Cię dwadzieścia sześć lat temu. Przecież był wybór - wiem, że był. I po co? Tak się zastanawiam, czy to forma zemsty za własne krzywdy? Skoro Twoje życie było nieszczęśliwe, to moje też powinno takie być? Skoro była bieda, brak zrozumienia, katorżnicza praca po dwadzieścia godzin dziennie, to znaczy że ja też muszę tak przejść przez najlepsze lata swojego życia? Jeśli na powyższe pytania uzyskałabym odpowiedź twierdzącą, to by potwierdziło to, co powiedziałam wcześniej. Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci i Ty stoisz na ich czele.