Zastanawiam się w
którym miejscu jest granica pomiędzy korzystaniem z życia a przesadą,
gdzie kończy się poczucie humoru a zaczyna żenada, ile słów wystarczy a
ile jest za dużo. Wszystko opiera się na zależnościach i kalkulacjach co można/ wypada.
Godziny w transie zawsze kończą się tak samo, nieskończoną polemiką z
odbiciem w lustrze, chwilowym wyciąganiem wniosków i obietnicą poprawy.
Po co to wszystko, skoro w końcu i tak machnie się ręką na nawołuący
kręgosłup moralny w myśl hasła, że życie jest imprezą? Baw się życiem tak bardzo, jak tylko potrafisz. Chciałabym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz