14 lutego 2012

Pytania retoryczne



















To, że nie odpowiadam na zadane przez Ciebie pytania nie oznacza, że nie znam na nie odpowiedzi. W drugą stronę patrząc - to, że nie podejmuję podanych przez Ciebie tematów nie równa się tym, że nie posiadam na nie wiedzy. Z innej perspektywy - rzucasz mi na kolana równania niemożliwe do rozwiązania, bijesz po głowie linijką i wstawiasz jedynki do dzienniczka. Tak nie można, tak się nie da. Powinna to być prawda oczywista jak amen w pacierzu. Dlaczego tego nie rozumiesz? Dlaczego nie możesz tego pojąć? 

Pytasz mnie o to, kiedy złamane serce przestanie boleć. Co ja mam Ci na to odpowiedzieć? Że to już za rok o tej porze, w trzydziestej siódmej sekundzie osiemnastej minuty dwudziestej pierwszej godziny? W sobotę, niedzielę, poniedziałek? Wiosną, zimą? Nie mogę, nie tym razem. Większość nie docenia moich pokładów geniuszu, dlaczego więc akurat Ty akurat w tej sprawie chcesz, bym była Leonardem DaVinci? 

Ty dzwonisz do mnie czternastego dnia lutego miesiąca i nic nie musisz mówić, żebym wiedziała, że po drugiej stronie słuchawki dzieje się mała apokalipsa. To ten brak słów i przyspieszony oddech dopełniają całości wymyślonego obrazu pełnego łez, papierosów i braku argumentów. Dzwonisz i mówisz, że tylko ja jestem w stanie Cię zrozumieć, że nikt inny, że nikt tak bardzo. Wolałabym usłyszeć szloch, lament i tłuczone butelki po wykończonych połówkach. Tylko ja jestem w stanie Cię zrozumieć, nikt inny, nikt tak bardzo. Dwadzieścia dwa lata życia podsumowane jednym zdaniem wielokrotnie złożonym. To taka smutna, taka piękna tragedia. 

Co ja mam Ci tak właściwie powiedzieć? Że to dobrze, że to Cię ubogaci? Wzmocni? Że kiedyś docenisz? Że będzie lepiej? Gówno prawda. Nie ubogaci. Nie wzmocni. Nie docenisz. Nie będzie lepiej. Przecież nie ma jutra, oboje o tym wiemy. Nie ma przyszłości. Nie ma kiedyś, nie ma pierdolenia, tylko chęć rozerwania się na strzępy. 

Inaczej? Dobrze. Spójrz na tych ludzi. Przyjrzyj się im dokładnie. Zerknij przez sekundę na te śliczne, wymalowane buzie, rzadko niestety skalane myśleniem, przeskanuj je dokładnie, przefiltruj emocje z oczu im cieknące. Usłysz te wszystkie kocham Cię wypowiedziane po dwóch tygodniach, te wszystkie z nikim nigdy nie było mi tak wspaniale, zobacz te wszystkie dramatyczne rozstania po kwartale, myśli samobójcze wypisane na portalach społecznościowych, czarne rozpacze i cudowne zmartwychwstania pod wpływem kolejnych jednych jedynych biorących się chuj jeden wie skąd. Popatrz w milczeniu, usłysz trzask pękających błon dziewiczych i jęków wstydu i zawodu, bo to nie tak miało być. Spójrz, to takie smutne, tragiczne, tak bardzo smutne i tragiczne, że jasne tylko dla postronnych. 

Nie pomaga? Wiem, wybacz. Ważny jesteś Ty i Ona i Wy i nic poza tym. Bo nic poza Tobą i Nią i Wami nie było. Bo to było najlepsze, najwspanialsze, najczystsze. Wypisz sobie na kartce swoją definicję miłości. 

Pytasz mnie o moją? Nie wiem, czy jestem godna. Nie potrafię zebrać słów. Bo jak to ująć w sposób zrozumiały? Że miłość to coś, co obraca Twój świat o 180 stopni? Że zmienia Ciebie w sposób nieodwracalny? Że nie ma nic przed nią, Ty nie istniejesz, Ciebie nie ma, jesteś teraz taki, ulepiony na podobieństwo Twojego wyobrażenia o drugiej osobie? Dobrze, spróbuję. Może jutro, może kiedyś. 

Pytasz mnie, czy zdarzyło mi się kochać? Naprawdę? To takie banalne. Co to znaczy kochać w świetle tego, co czułam? To było tak dawno, że prawie tego nie pamiętam. Wiem jednak, że było. I było warte tego całego bólu i zniszczenia, o które teraz Ci przecież chodzi. Nie mówmy zbyt wiele o mnie. 

Jak przeżyć złamane serce? Nie wiem. Przeceniłeś moje możliwości, bo ja swojego nie przeżyłam, chociaż brzmi to nieprawdopodobnie. Przecież siedzę naprzeciw i palę te śmierdzące pety. 

Nie powiem Ci nic dobrego, niczego złego z resztą też się ode mnie nie dowiesz. Poszukaj tego w sobie. Będziesz chciał umrzeć w każdej sekundzie. Będziesz myślał, że to już koniec, że już nigdy nic dobrego Cię nie spotka. Zamkniesz się najpewniej w pokoju na najbliższy rok, zaszyjesz ciało w pościeli i będziesz witał poranki i wieczory niekończącymi się polemikami z sufitem. Znajomi Cię nie zrozumieją, rodzice uznają, że jesteś bezużyteczny, a sam siebie zdegradujesz do najniższej formy istnienia żywiącej się przeszłością. Może przeczytasz wszystkie książki, jakie masz w zasięgu ręki, obejrzysz wszystkie filmy i wysłuchasz wszystkich piosenek, jakie powstały. Może to Ci pomoże, ale będzie to pomoc jedynie doraźna. Czasem się uśmiechniesz, czasem na dłużej, ale to będzie tylko odruch warunkowy. Wszystkie inne pochłonie pustka, która zje Cię żywcem. I będziesz czuł tę pustkę tak długo, jak jest Ci to przeznaczone. Będziesz żył tak, jakby nikt wcześniej nie kochał. Największe literackie miłości wyszły spod Twojej ręki. Najpiękniejsze pary historii przebrały się za Was. Wszystkie inne historie to bajki dla dzieci. Vivre est un acte egoiste. Umierasz w samotności, tak jak my wszyscy.

Potem wygrzebiesz się z apatii i zrobisz wszystko, by się zniszczyć. Będziesz kopcił jak smok, pił na umór i machał ręką na nawołujący kręgosłup moralny w myśl hasła, że życie jest imprezą. Tyle, że to nie pomoże. Ale to przydatne. Sam się przekonasz. Wszystkie historie miłosne są takie same.

W końcu któregoś dnia przestanie boleć, a Ty zrozumiesz, że byłeś w miejscu, z którego nie powinieneś był nigdy wrócić. I to sprawi, że staniesz się lepszą osobą. Zaczniesz dostrzegać więcej, doceniać bardziej i odczuwać mocniej. I dzięki temu uznasz, że było warto. 

Jeśli nie, to znaczy, że przyszedłeś do złego psychologa. Nie, to nie była wiedza z autopsji. Przecież dziś nie rozmawialiśmy o mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz