15 kwietnia 2012

Remain nameless


Ludzie uczynili mnie złą dlatego, bo im na to pozwoliłam. To moja wina, za którą ponoszę odpowiedzialność w każdej sekundzie, za każdym razem, gdy nabieram do płuc nowej porcji powietrza. Wszystko, czego pragnę, mogę posiadać jedynie przez chwilę, albo wcale, i to również jest moją winą. Usprawiedliwiam swoją bezmyślność tym, że gdzieś po drodze utraciłam niewinność, dziewczęcość, świeżość i radość z życia. Zmarnowałam dwa lata życia goniąc za czymś, czego nie da się odzyskać, nie mówiąc o tych, które przeciekły między palcami na budowaniu rzeczywistości, która nie jest w stanie pokryć się z realiami, w których przyszło mi bytować. Dziś robię wszystko, by znów mieć naście lat i wiatr w głowie, chociaż emocjonalnie czuję się jak staruszka. To wszystko składa się w jedną wielką skrajność, która niszczy mnie od środka i uzewnętrznia się irracjonalnymi poczynaniami. Te same siły ciągną mnie w górę i w dół jednocześnie, nie dają normalnie funkcjonować w społeczeństwie i sprawiają, że najchętniej byłabym sama, tylko ze sobą. Zauważyłam, że niezależnie od tego jak bliskie relacje nawiązuję z ludźmi, wciąż dotykam ich tylko na dystans, przez czas, który nas dzieli i uczucia, których nie jestem w stanie dopasować. Chciałabym móc mówić tyle rzeczy, ale nie potrafią mi przejść przez usta, tak jakby moje struny głosowe same podejmowały wszystkie kluczowe w relacjach z innymi decyzje. To one stanowią o tym, że wolę być głupsza, niż jestem naprawdę, bo tak jest prościej, bo to mniej boli, bo wtedy nie da się być skrzywdzoną. Coraz częściej jednak zauważam, że nie dopuszczając nikogo do siebie, nie pozwalając nikomu się skrzywdzić, sama wbijam sobie nóż w plecy. Jedyna osoba, która jest w stanie to zrozumieć, nie chce mnie widzieć na oczy, nie mówiąc nawet o jakiejkolwiek interakcji. Nie chce, bo sprawiłam, że jest równie zniszczona jak ja. Cała obojętna reszta nawet nie próbuje podejść bliżej i wcale się jej nie dziwię. Masz młoda, czego chciałaś.

Są chwile, które na okrągło projektuję w myślach i chciałabym móc je urzeczywistniać bezustannie. Nie przerywać momentów, które powinny trwać wiecznie, bo sprawiają, że wszystkie słowa stają się zbędne, po prostu trwać w nich i nie pozwalać im się rozejść w przestrzeni i czasie. Niestety rzadko dostaję tego, czego naprawdę pragnę, więc muszę uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję, że momenty staną się powtarzalne, albo przynajmniej powtórzą się raz jeszcze, żebym nie mogła popełnić tego samego błędu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz